Forum Lubelskie Forum Akwarystyczno-Terrarystyczne Strona Główna Lubelskie Forum Akwarystyczno-Terrarystyczne
Lubelskie Forum dla Akwarystów i Terrarystów
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Święta święta :P

 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Lubelskie Forum Akwarystyczno-Terrarystyczne Strona Główna -> Dyskusje na luzie
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
cisek
Administrator
Administrator



Dołączył: 08 Lip 2005
Posty: 490
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: Lublin/Rotterdam
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 16:22, 24 Gru 2006    Temat postu: Święta święta :P

Cała prawda Very Happy
Cytat:
Idą Świeta, a to oznacza że... Najpierw trzeba, kurwa, kupić prezenty.
Oznacza to, że będę latał po sklepach, przepychał się przez spoconych
ludzi z obłędem w oczach, żeby wydać mnóstwo kasy na jakieś pierdoły. Co
gorsza, wszystko już kiedyś komuś kupiłem.

Wujek Edek dostał w zeszłym roku flaszkę, a przecież nie kupię mu w tym
roku książki, bo ten facet nigdy nie przeczytał nic ponad tekst na
etykiecie półlitrówki. Ciocia Jadzia rok temu ukontentowała się kremem
nawilżającym, co go kupiłem z przeceny, bo za tydzień kończył się termin
ważności. W tym roku jedynym kosmetykiem dla tej lampucery byłby krem
przeciwzmarszczkowy, ale po pierwsze, takich zmarszczek żaden krem nie
wygładzi, a po drugie, przecież nie wydam na kosmetyki całej kasy na
Boże Narodzenie.

I tak ze wszystkimi. Dziecko mordę drze o jakiś nowy program
komputerowy, choć i tak wiadomo, że przestanie się nim zajmować po 48
godzinach, bo każda gra jest dla niego za trudna, Półmózg jeden. Żona
będzie miała jak zwykle pretensje, że Kowalska z jej biura dostanie coś
ładniejszego. W rezultacie kupię byle co - jak co roku.

Potem śledzik w pracy z ludźmi, których mordy są mi nienawistne, i
patrzenie na męki szefa, który życzy nam "dużo pieniędzy", choć wszyscy
wiedzą, że dopiero wtedy byłby szczęśliwy, gdybym pracował za miskę zupy
z brukwi przykuty łańcuchem do komputera. Krwiopijca jeden. Potem
wszyscy się nawalą jak szpaki, a pan Henio obślini biust pani Bożeny z
księgowości, zamkną się oboje w archiwum, bo oni zawsze walą się jak
króliki, kiedy są naprani. Następnego dnia kac, w dodatku żona będzie
robić wymówki.

Jeszcze tylko trzeba jebnąć w baniak karpia, bo małżonka - uważacie -
wrażliwa jest i na męki zwierzątka nie może patrzeć, choć mnie męczy od
15 lat bez zmrużenia oka, garbata owca. Przynieść i przystroić choinkę.
Z dzieckiem, "żeby miało ciepłe wspomnienia z dzieciństwa", a ono w
dupie ma choinkę, mnie, Boże Narodzenie i wszystko. Jak taki glon
emocjonalny może mieć jakiekolwiek wspomnienia?

No i kolacyjka wigilijna. Rodzinna, mać ich w tę i z powrotem. Jedna
wielka męka. Co za kutas wymyślił ten łzawy termin "rodzinna wieczerza"?
Przyjdą wszyscy ci, od których na co dzień trzymam się z daleka z dobrym
skutkiem.

Usiądziemy za stołem... A nie, pardon, najpierw prezenty! Trzeba będzie
się kłamliwie ucieszyć, choć z góry wiem, że ten krawat kupiony na
bazarze od Wietnamczyków dopełniłby liczną kolekcję podobnych gówien,
gdybym oczywiście zawalił szafę takim badziewiem, a nie zaraz następnego
dnia wyrzucił wszystko do śmietnika. Dostanę też najtańszy koniak i
jakieś kosmetyki. Jakie - będę wiedział ostatniego dnia przed Wigilią,
kiedy w pobliskim supermarkecie zaczną wyprzedawać to, czego nie udało
się upchnąć ludziom. Po prezentach się zacznie.

Te same kretyńskie dowcipy wuja Bronka, zwłaszcza, kurna, ten o gąsce
Balbince. Wszyscy będą dokarmiać mojego psa po to, żeby narzygał w nocy
na pościel. Ciotka załzawi się po dwóch godzinach żucia żarcia z
wytrwałością tapira i zacznie płakać, "jak to dobrze, że trzymamy się
razem". Gówno prawda akurat, co wykażą następne dwie godziny, kiedy to
nawaliwszy się już, zacznie wyzywać swojego ślubnego od złamanych
chujów. To oczywiście prawda, ale dlaczego popierać to rzucaniem w niego
salaterką po śledziach? Mniejsza o jego mordę, ale ciotka nigdy nie
trafia. Plama na wersalce cuchnie przez dwa tygodnie po Wigilii.

Jedyna nadzieja, że akurat w tym roku 6-letnia latorośl kuzynostwa z
Lublina nie nawali w gacie w połowie kolacji i nie zakomunikuje o tym
radośnie jeszcze przed deserem. Bo to, że coś wywali sobie na łeb ze
stołu, to pewne jak w banku. Jeszcze tylko muszę przeżyć debilne gadki o
polityce, przy których wszyscy oczywiście skoczą sobie do gardeł i na
siebie się poobrażają. Na koniec ciotula Jadzia puści maleńkiego pawika
na ścianę koło swojego fotela i można będzie odtrąbić koniec męczarni.

A nie, byłbym zapomniał. Kolejną rozrywką będzie wyprawa na pasterkę, bo
to religijna rodzina. No to pójdę, choć nikt nigdy nie wyjaśnił, po
nagłą cholerę tłuc się po nocy, żeby stać na mrozie w bezruchu przez
godzinę czy więcej. Ciekawe, czy moja małżonka znowu wywinie orła na ryj
na schodkach kościółka - jak to robi od kilku lat z uporem godnym
lepszej sprawy? W kościele, jeśli tam się dopcham, będzie cuchnąć jak w
gorzelni, bo wierni tylko dlatego stoją na własnych nogach, bo za duży
tłok, żeby upaść. Czasem tylko ktoś beknie albo puści głośno bąka, ale i
tak nikt na to nie zwróci uwagi, bo wszyscy drzemią na stojąco. Wracając
trzeba tylko będzie uważać na chłopców z osiedla, bo w Wigilię katolicka
młodzież szczególnie lubi wpierdolić bliźniemu. Rok temu zglanowali
wujka Edka, ale on chyba tego nie zauważył, bo był zalany w płaskorzeźbę.

Wreszcie wychodzą z chałupy, wory jedne. Moment zamykania drzwi za
ostatnim z tych troglodytów jest najszczęśliwszą chwilą w moim
świątecznym życiu. Kilka dni odpoczynku. Ale mijają jak z bata strzelił,
bo wielkimi krokami zbliża się kolejny kretyński wynalazek - Sylwester.

Ludzie! Kto to wymyślił Już od listopada ślubna wydala z siebie
idiotyczne pomysły, żeby pójść na "jakiś bal". Jakbyśmy srali
pieniędzmi... Albo żeby gdzieś wyjechać, gdzie gorąco. A niech se włączy
farelkę pod fikusem, będzie miała tropiki w chałupie. I tak przecież
skończy się na balandze u Witka.
Jasne, trzeba ładnie się ubrać, bo wszystkim się wydaje, że to jakiś
uroczysty dzień. Czyli żona najpierw puści w trąbę pół budżetu domowego
na jakąś kieckę, w której wygląda jak zwykle, czyli jak w worku po
nawozach sztucznych. Ale cena taka, że za to można by żywić jeden powiat
w Somalii przez kwartał.

Ja się wbijam w garnitur, bo europejska cywilizacja wymyśliła, że
mężczyzna wygląda dobrze, gdy wdzieje na siebie marynarę, co pije pod
pachami. Pod szyją zawiążę sobie kolorowy postronek.
I tak mam przewagę, bo prysnę na dziób jakąś wodę kolońską i jazda, a
małżonka kładzie sobie tapety tyle, że palec w to wchodzi do pierwszego
stawu, a daje rezultat mumii Tutenchamona zaraz przed konserwacją. I
zajmuje ze trzy godziny. Łazienka, oczywiście, zajęta i wszyscy
pozostali domownicy mogą szczać do zlewu, jak mają potrzebę, albo niech
zdychają na uremię.

U Witka ten sam zestaw ludzki, ale czasem trafia się coś nowego, na czym
można by oko zawiesić. Jak zwykle nic z tego nie wyjdzie, bo chociaż
Wituś ma dużą chałupę, to ryzyko za duże. Zresztą każda kobitka jeszcze
przed północą doprowadza się do stanu, w którym wygląda jak kupa. W tym
dniu trzeba być radosnym jak młody pies, szczerzyć zęby w uśmiechu i
ruszać w tany, nawet jeśli ni pyty nie mam o tym pojęcia. Zresztą nikt
nie ma, za to wszyscy miotają się w konwulsjach i po krótkim czasie
cuchną, jak gdyby nie myli się z tydzień. Baby w szczególności. Z
facetami jest prostsza sprawa, bo już jedenastej są pijani w sztok i
bełkoczą albo chcą ruchać wszystko, na co trafią w drodze do baru. O
północy trzeba obcałować wszystkie te oślinione i śmierdzące wódą mordy,
obłudnie życząc wszystkiego najlepszego, choć jedyne, o czym wtedy
myślę, to żeby ich szlag trafił czym prędzej.

Potem sylwestrowa noc, banalna do bólu - rozmazane makijaże kobitek
(najlepszy tusz nie wytrzyma, gdy właścicielka walnie mordą w sałatkę),
śpiący pokotem faceci, jacyś zarzygani klienci w kiblu. Norma. Ja,
oczywiście, nawalę się już przed północą, żeby uniknąć konieczności
odwożenia mojej nawalonej ślubnej do domu. I tak zakończę ten najgorszy okres w roku...

Laughing Laughing Laughing Laughing Laughing
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Lubelskie Forum Akwarystyczno-Terrarystyczne Strona Główna -> Dyskusje na luzie Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin